Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Na prowincyi vol 2.djvu/135

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

i aby pragnęły wysokiéj uciechy dopomagania czynem do wcielenia się téj idei.
Gdyby kobiety bogate pojęły całą ważność i piękność nazwy: obywatelka, i gdyby bogactwa swego chciały użyć za piedestał, na którym stanąwszy, miały-by prawo uwieńczyć swe skronie niezmierną gloryą téj nazwy — było-by... było-by nam wszystkim łatwiéj dojść do upragnionego celu. Myśl wspólnéj składkowéj biblioteki, po kilku chwilach debatów z tymi, którzy raz jeszcze ozwali się o ciężkich czasach, została ogólnie przyjętą, pochwaloną i uznaną za bardzo rozumną i korzystną. Stary Siankowski odezwał się:
— Ot, za tydzień, w dzień św. Elżbiety, królowéj Węgierskiéj, imieniny mojéj żony; proszę wszystkich państwa do siebie, a tam wszyscy złożymy grosiwo i oddamy je do rąk naszego kochanego kasyera, pana Topolskiego, który niech tam sobie z ks. proboszczem i panem konsyliarzem książki dla nas powybiera i sprowadzi.
— Dobrze, dobrze, będziemy służyli! — ozwało się wiele głosów.
Proboszcz mrugnął na Siankowskiego, aby zaprosił hrabinę.
Szlachcic stracił rezon, pogładził łysinę i przestępował z nogi na nogę, zakłopotaném okiem patrząc na wielką panią. Po chwili jednak przystąpił do niéj rezolutnie i rzekł: