Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Na prowincyi vol 2.djvu/113

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Odszedł: Wincunia pozostała smutna; pytała siebie długo, czy niéma jéj winy w tym rozstroju, jaki zapanował między nią a jéj mężem? Ale sumienie odpowiedziało jéj, że nie powinna zmieniać postępowania swego i przekonań, jakie nią rządziły; że przedewszystkiém była matką, a szczęście jéj dziecka wymagało, aby nie psuła i nie rozpraszała swego ducha, ale, przeciwnie, podnosiła go i wzbogacała. Nagłe wspomnienie przyniosło jéj na pamięć owę chwilę rozmyślania po nocy balowéj, w któréj ważyły się jéj losy i postanowienia. Ujrzała znowu te same postacie, które, wyrojone z jéj ducha, stały wówczas po-nad nią, brakło tylko między niemi namiętności i marzeń: piérwsza skonała, drugie pierzchły dawno, za to sumienie ujrzała jaśniéj i wyraźniéj niż kiedy, i przypomniała sobie to, co ono jéj wtedy mówiło: że miłość jéj dla Alexandra była chwilowym tylko szałem, omamieniem, a nie prawdziwém zacném uczuciem.
Zakryła oczy z przestrachem, bo brzeg czarnéj przepaści, który spostrzegała niekiedy, ukazał się jéj blizko... bardzo blizko. Stłumiła w sobie myśl o ostateczném rozczarowaniu i zobojętnieniu. Rozkazała sobie uznać się za winną niezgody, jaka panowała między nią a mężem, a uniewinnić Alexandra. Broniła się od własnych pytań i zwątpień, niemniéj jednak serce jéj ściskało się boleśnie. I znowu, nie wiedząc sama jakim sposobem, myślą ujrzała dworek To-