Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Na prowincyi vol 2.djvu/092

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

i karmienia gąsek! — zawołał Alexander. — Dziwnie niedobrana z nas para, moja Wincuniu! — dodał i, owinąwszy się w futro, umilkł. I milczeli oboje; czy dla tego, że wkoło nich powstał szum wiatru głuszący? Czy, że w piersi ich zapanował niesmak i niechęć, a nie przyszła jeszcze chwila, w któréj wypowiadać je sobie mieli wzajemnie?
Wtedy-to Alexander, w przejeździe koło oberży Szlomy, zajrzał na salę i ugrzązł między hulającymi tam towarzyszami; wtedy-to Wincunia po-raz piérwszy od rozstania się z Bolesławem spotkała go, a oddana znowu na parę godzin jego męzkiéj troskliwéj opiece, w odgłosach burzy zimowéj dosłyszała jęki tych, którzy opłakują utratę ziemskiego szczęścia.