Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Na prowincyi vol 2.djvu/090

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

kiż więc jest rozum, jakie serce człowieka, dającego się tak powodować wrażeniem chwili lub próżnością, i nie czującego, że przez to poświęca godność osobistą? Tak rozważała i z głębokiém upokorzeniem odczuła za człowieka, którego była żoną; pochyliła zarumienione czoło, a brzeg przepaści zbliżył się i oczy jéj ducha z przestrachem utonęły w ciemnym otworze otchłani.
Para przy fortepianie prowadziła ciągle urywaną rozmowę, głuszoną dźwiękami muzyki, które kapryśnie i bezładnie wychodziły z pod palców pani Karliczowéj. Dwie kompanionki szeptały z sobą po francuzku. Mówiono potém o modach, nudach na wsi, o jakimś projektowanym kuligu, o Warszawie nareszcie i zagranicy. Wincunia rzadko się odzywała; za to Alexander był bardzo mowny, dowcipny, ożywiony, co chwila znajdował zręczność powiedzenia komplementu któréj z kompanionek, a na panią Karliczową rzucał niekiedy przelotne ale znaczące spojrzenia. Jedno z tych spojrzeń spostrzegła Wincunia, dojrzała także wzrok, jakim odpowiadały na nie czarne ogniste oczy wdowy i uchylił się przed nią rożek zasłony, zakrywającéj nieznane jéj dotąd ciemne jakieś, grzeszne, przepaściste światy.
Zbladła.
Kiedy młodzi Snopińscy opuścili Piasecznę, pani Karliczowa i dwie jéj kompanionki spojrzały na siebie w milczeniu. Dziwiły się, bo otrzymały już owę wy-