Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Marya.djvu/182

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

chciewało mi się, jak dziecku, gwiazdy z nieba. Nie przeszkadza to jednak temu, że jeżeli-by człowiek, łający siebie za tęsknotę do gwiazd, otrzymał jednę z nich w prezencie, czuł-by się bardzo szczęśliwym...
Przestała mówić a ja, ujmując obie jéj ręce, rzekłam z cicha:
— Więc przyjaźń z panem Adamem jest dla ciebie gwiazdą, nagle spadłą z nieba?
— Nie nastrajajmy się, Klemensiu, na ton zbyt wysoki — odpowiedziała z uśmiechem. — Przyjazny stosunek z takim człowiekiem, jak pan Adam, nie jest zapewne faktem codziennym i nie może przejść w życiu bez śladu. Uważam go za jednę z łask losu, których doświadczyłam już tyle...
— Nie wyobrazisz sobie — mówiła daléj — jaką szczególną i nieznaną mi dotąd przyjemność znajduję w odkrywaniu przed tym pięknym męzkim umysłem światów myśli i fantazyi ludzkiéj, których nie znał on, albo o których zapomniał, pogrążony w wyłącznych swych pracach. Z pozoru można-by sądzić, że człowiek ten zimny jest i niedostępny wszelkim miękkim i łagodnym uczuciom. Nie wiem dobrze, w skutek jakich wpływów życia, przeważnym rysem jego charakteru stały się: surowość sądów i smutne trochę niedowierzanie tak ludziom, jak ideom! Jednak po za chłodem i sceptycyzmem tym ukrywa się skłonność do zapału i wielka żądza wiary. Wiész? wyraz twarzy jego zmienia się czasem tak wśród rozmowy