Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Jędza.djvu/161

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Za pieniądze duszę sprzedał, — jednogłośnie powiadano.
Gadano też i wzajem sobie komunikowano wyrok lekarza, że chora zaraz nie umrze, że jeżeli nowego wypadku nie będzie, może nawet jeszcze żyć długo, że tylko połowę ciała będzie już miała zawsze bezwładną, lecz w zamian niejaką przytomność umysłu i możność mówienia zachowa.
Zachowała! Godzina zaledwie upłynęła, odkąd pod ciosem krwi na mózg jej spadającym na ziemię upadła, a już z ust jej wylewał się potok słów złych, gwałtownych, rozpacznych, lub niewymownie żałosnych. Pod spłowiałą kołdrą, z czarnymi włosami na poduszce rozrzuconymi leżąc, z oczyma jeszcze krwią nadbiegłemi a zsiniałemi usty, mówiła, prawie krzyczała:
— To nieprawda! to wymysł! to jakieś okropne łgarstwo! Jezus, Marya! intrygi! kalumnie, podłość! Władek w turmie! Czy słyszeliście moi państwo? O, Boże Wszechmogący, ulituj się nademną i spraw, aby tym ludziom pozamykały się gęby... Czy oni myślą, że ja jego na to hodowałam, aby on w turmie gnił! Ach, męka, śmierć, zgryzota, ze złodziejami i rozbójnikami... sądzić go będą, do katorgi skażą... Jezus Marya! ratujcie! Pozwólcie mi pojechać do niego! ludzie zlitujcie się, odziejcie mnie, do wagonu wrzućcie i każcie do niego zawieźć! Niech ja jego nieszczęśliwego choć zobaczę... Niech ja jego pocieszę... niech ja z nim razem... Cha, cha, cha! w turmie! Jezus, Marya! ratujcie!
Krzyknęła tak przeraźliwie, że aż krzątające się koło niej kobiety wszystkie razem ku niej przypadły. Jedna tylko Jadwiga wydawała się spokojną, a spo-