Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Jędza.djvu/056

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Zdaje się, moja mamo, że dotąd jeszcze ani ja, ani mama nie potrzebowałyśmy karmić się nędzą.
— Jezus, Marya! Naturalnie, że w bogactwie żyjemy! We wszystko opływamy! Apartamenta mamy, stroje, przysmaki, bale! Skaranie boże, męka! zgryzota! Przepraszam, że ośmieliłam się zrobić uwagę. Bardzo przepraszam! Ty sama najlepiej wszystko wiesz i umiesz. Jezus, Marya! Rozumu masz dosyć, a jej! aż nadto... byle serca tyle...
Poszła do kuchni, Jadwiga zaś obejrzała się po pokoju. Prawie wcale nie był on dziś wymiatany. Ze środka podłogi tylko zniknęły szmatki różnych materyi, ale pod ścianami bielały szlaki pyłu, który też okrywał szafy i komody. Poskoczyła, płóciennym fartuchem od szyi do stóp suknię okryła i, pochwyciwszy szczotkę, żwawo, starannie rozpoczęła robotę wymiatania i oczyszczania pokoju. W chwili właśnie, gdy nisko schylona szczotką wydobywała z pod sprzętów sporą kupę śmieci, Szyszkowa, z chlebem i solniczką w ręku, znowu we drzwiach przepierzenia stanęła.
— A toż co? A toż na co? Jezus, Marya! zamiotłam dziś przecież mieszkanie, uprzątnęłam, pyły starłam, a ty znowu zamiatasz! Śmierć, utrapienie, nieszczęście, zguba! Po cóż to robisz? I po cóż ty to robisz? No, i dlaczego ty to robisz? Dlaczego? dlaczego?
— Dlatego, moja mamo, że nie lubię brudów w mieszkaniu!
Nie dlatego! Wcale nie dlatego! Jezus, Marya! Nie jestem ja taką idyotką, aby nie rozumieć, dlaczego ty to robisz! Brudów żadnych niema. Sama wymiotłam i sprzątnęłam. Plaga egipska, nędza,