Strona:PL Eliza Orzeszkowa-I pieśń niech zapłacze.djvu/205

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

na letniem, dom leśny, z gwarzącą na jego ganku gromadką ludzi, wydawał się obrazem sielanki, pełnej wdzięku. Jakby aniołowie niewidzialni rozpinają na nim skrzydła cichych radości i dobrych nadziei.
Wtem, w dalekiej dali leśnej coś jęknęło, umilkło i zajęczało znowu ostro, przeciągle, raz, drugi, trzeci.
Nikt tego zrazu nie usłyszał; Jerzy kończył rozpoczęte przedtem opowiadanie, a gdy skończył i umilkł, nikt przez chwilę nie mówił nic, tylko Czesław i Janina, pochyleni ku sobie, z oczyma w oczach, zamieniali się kilku cichemi słowy.
Wtedy właśnie to coś, które przybywało z dalekiej dali, zaczęło stawać się coraz bliższem, nieustannem: jęczało żałośnie, wydawało dźwięki metaliczne, przewlekłe, to krótkie, zdawało się wyrzekać, płakać, przywoływać.
Coś z dalekiej przestrzeni przybywało, coś coraz prędzej drogą leśną biegło ku sielance, zatopionej w jesiennych prze-