Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Eli Makower-Tom I.pdf/21

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

brzęczały rzędy czarnych, świecących paciorków i chciała coś powiedzieć, gdy nagle pani Leontyna tonem zdziwienia zapytała:
— Co to jest? zkąd to masz, Lilo?
Przedmiotem który pytanie to wywołał, były cukierki na stole rozsypane, do połowy jeszcze napełniające duże, całkiem nowe, bardzo wytworne i kosztowne pudełko.
— Zkąd te cukierki? Lilo, powtórzyła pytanie swe matka młodéj dziewczyny.
Oczy nauczycielki i uczennicy skrzyżowały się szybkiém niespokojném spojrzeniem.
— Kamil przywiózł mi je dziś z Warszawy, odpowiedziało dziewczę z pewną jakby determinacyą, krzyżując na piersi ramiona.
Pani Leontyna ściągnęła brew z niezadowoleniem.
— Nie lubię tego, rzekła sucho. Strzegę cię od wszelkich zbytków i blasków o ile mogę, bo wiem z doświadczenia, że są one rzeczą znikomą i nie pozostawiają po sobie nic, prócz żalu. Nie nosisz innych sukien jak czarne, nie znasz innego świata prócz cztérech ścian naszego domu, łakoci nie miéwasz nigdy.... Jednakże skoro brat chciał tym sposobem dowieść ci swéj pamięci, niech już przynajmniej panna Grejs zachowa u siebie te przysmaki.... Ależ co to znowu? mój Boże!
Tym razem, nowe pytanie pani Leontyny, połączone z wykrzykiem większego jeszcze niż przedtém zdziwienia szkarłatny rumieniec wywołało na twarz pięknéj nauczycielki. Ale Lila rzuciła na nią bystre spojrzenie, jakby powiédzieć chciała: bądź spokojną.
— To także Kamil przywiózł mi dziś z Warszawy, wymówiła tonem zupełnie stanowczym i spokojnym.
Nowym tym dowodem mniemanéj pamięci braterskiéj