Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Bene nati.djvu/264

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

stki drobnej monety, teraz także nasunęła jej uwagę, że jeżeli zmęczy się zbytecznie, może jej sił zabraknąć dla dojścia dziś jeszcze do zamierzonego celu. Zaszła więc do małej przydrożnej karczemki, wypiła szklankę mleka z razowym chlebem i na wązkiej ławce pod ścianą około godziny przesiedziała. Kilka razy nogi aż same przez się zrywały się jej do dalszego chodu, ale ona rozkazywała sobie siedzieć, dobrze odpocząć, aby później tem prędzej i pewniej zajść. Ludzi, których paru w karczemce siedziało, zapytała tylko: jak daleko jeszcze do miasteczka z cudami słynącym kościołem? — a dowiedziawszy się, że tylko wiorst ośm, aż w ręce z radości klasnęła. Piorunem już te ośm wiorst przeleci, w miasteczku odpocznie znowu, a tam już tylko dwie milki zostaną. Zaledwie ściemnieje, ona w Laskowie już będzie, a i to jest też pomyślnem, że przyjdzie tam o szarej godzinie. Za dnia trochę wstydu czułaby przed obcymi, którzyby pewnie przyglądali się jej z ciekawością; a po ciemku wszystkie koty szare, i zanim kto rozpozna, czy młodą jest, czy starą, ładną czy brzydką, o Jerzego dopyta się zobaczy go i o wszystko inne dbać przestanie.
Jednak w miasteczku odpoczywać nie potrzebowała. Za karczemką, z której wyszła, gościniec stał się ludniejszym niż był przedtem; blizkość większego nieco zbiorowiska ludzi czuć się tu dawała; na drodze dość często ukazywali się piesi wędrowcy i jednokonne sanki.
— A, żeby też mię ktokolwiek podwiózł do miasteczka! — pomyślała.
I o wiorstę od karczemki, zobaczywszy chłopa jadącego w pożądanym dla niej kierunku, zakrzyknęła na niego z brzegu drogi, aby ją na sanki swoje zabrał.
— Zapłacę gospodarzowi! Proszę was, gospodarzu, dowieźcie mię do miasteczka!
Chłop głowa na znak przyzwolenia kiwnął, konia zatrzymał; ona, zadowolona, rada, jak ptak na saneczki zleciała i pojechała.