Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Bene nati.djvu/250

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

znowu, zwitek papierów znalazłszy, tak jak tamten, za stanik go zasunęła. Były to listy Jerzego, kilka listów, które od czasu rozstania się z nim od niego otrzymała.
Teraz zamknęła skrzynię, z ziemi powstała, na stołku usiadłszy, nowe i trochę ciasne trzewiki, które miała na nogach, zmieniła na stare i od wynoszenia rozluźnione; ciepłe jeszcze, ale stare palto szczelnie na sobie zapięła i dużą, na pościeli jej leżącą chustką obwiązała sobie głowę. Wszystko to czyniła bardzo cicho i bardzo prędko. Nie sprawiała większego szmeru od przebiegającej myszy, i nie zabrało jej to więcej czasu, niż go na porządne odmówienie pacierza potrzeba. Potem, przez trochę zaledwie otwarte drzwi do sieni wybiegłszy, jak kotka przesunęła sie pod ścianą, na ganek i z ganku, pod płotkiem, gdzie cień był najgłębszy dalej pomknęła. Jednak, prawie od samych wrót podwórka powróciła jeszcze, na ganek wskoczyła i przed zamkniętemi drzwiami domu na klęczki upadłszy, usta do progu ich przyłożyła, załkała, a wnet znowu porwawszy się na nogi, pobiegła i w głębokich już cieniach zniknęła.
Więcej niż pół godziny upłynęło, a Władyś Cydzik stał jeszcze w drzwiach rozdzielających świetlicę z bokówką, z miną wylęknioną i zgryzioną, z wydobytą z pod łóżka obrączką w mocno ściśniętej pięści. Sam nie wiedział co mu teraz począć należy; chwilami gniewem wrzał, chwilami żal w nim wzbierał i do oczu napływały łzy, aż w swata jak w tęczę wpatrywać się zaczął i powoli ku stołowi, za którym on siedział, postąpił.
— Panie Jaśmont! — zaszeptał — panie Jaśmont! panie Jaśmont!
I tajemniczem kiwaniem głowy i palca przyzywał go ku sobie.
— A co tam takiego? Czego pan Władysławe chce odemnie? — od zajmującej rozmowy oderwany, zapytał Jaśmont.
— Chodź pan, chodź! cościś pod sekretem powiem! —