Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Bene nati.djvu/207

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

na wydętych od wysilenia i zamyślenia wargach sterczały pośród chudych policzków, jak kępa twardej szczeciny. Wtem, tuż za jego plecami, zadzwonił świeży, donośny głos kobiecy:
— Dla czego to Gabryś, choćby i do rznięcia sieczki, nie ubierze się porządniej? Bosy, z rozczochranemi włosami, w rozpiętej koszuli, tak jak ostatni kapcan! fi!
Zmieszał się tak ogromnie, że słomę i rzezak z rąk wypuszczając, jak mały chłopczyk na gorącym uczynku schwytany, z opuszczonemi w dół ramionami i zwieszoną głową stanął. Ona, cała rozweselona komplimentami i żartami, z pośród których tylko co się wyrwała, stała przed nim z rozbłysłemi oczyma, teraz wreszcie zbliżyła się, ręką odgarnęła mu z czoła zwilżone nieco od potu włosy i koszulę u szyi zawiązała. Bardzo lubiła Gabrysia i im więcej ludzie nim gardzili i głupim go przezywali, tem więcej go lubiła. Czasem zdejmował ją żal nad nim, że był takim biednym i samotnym, czasem też śmiała się i żartowała z niego sama, bo śmiesznie wyglądał, gdy tak, jak teraz naprzykład, z rozczerwienioną twarzą i obwisłemi rękoma, stał jak kołek i patrzał na nią łypiąc powiekami i uśmiechając się gapiowato. Głos miewał zawsze cichy, przytłumiony, jakby od nieśmiałości, czy też od braku wprawy w mówieniu. Tym więc głosem zapytał ją nakoniec:
— Czy Salusia jaki interes ma do mnie?
— Ej nie, zachciało mi się tylko Gabrysia odwiedzić, a przy tem już i zapytam: czy Gabryś da mnie swój wazonik mirtu na wianeczek i bukieciki?
— To niech Salusia do izby wejdzie i ten mirt zobaczy, a ja zaraz też tam pójdę.
Przez niskie, szerokie drzwi, na drewnianą klamkę zamykane, do izdebki wbiegła i natychmiast, niby wonna fala, ogarnęły ją silne zapachy geranium i heliotropu. Tem silniejszemi wydawały się te zapachy, że izdebka była malutką. Stał tam pod ścianą szeroki tapczan z sien-