Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Bene nati.djvu/201

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

złotych brwi oczy jej, tak jak u ojca, pogodne i szczere, świeciły jak szafiry najczystszej wody.
On stał jeszcze chwilę zamyślony i milczący, aż odezwał się znowu:
— Panno Aurelio!
— A co?
— Pani więcej wie o tej rzeczy odemnie. Czy ten posłaniec mówił pani: na który dzień naznaczony jest ślub tej osoby?

— A jakże! — mówił — na zapustną niedzielę!

— To jeszcze do tej niedzieli trzy tygodnie.
— A trzy.
Znowu zamyślił się i znowu odezwał się po chwili.
— Panno Aurelio!
— A co?
— Niech mnie pani rączkę swoją poda!
Bez chwili wahania wyciągnęła do niego rękę. On, schylony, kilka razy ją pocałował, za każdym razem mówiąc:
— Za ten pocałunek, który pani na reku mego biednego matczyska złożyła... za pani przychylność i dobroć dla mnie... za te śliczne oczy, które na mnie tak mile teraz patrzą... na wieczną przyjaźń... na dozgonną zgodę...
Kuleszyna i Mikołajowa sprzeczały się jeszcze: czy len przed rozesłaniem lepiej moczyć, czy nie moczyć, a Kulesza, pykając z fajki, ku oknu zerkał, zerkał, aż się zdrzemnął.
Około północy w jednej z izdebek przez Jerzego