Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Argonauci tom I 185.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Maryan z niedowierzaniem się uśmiechnął.
— Wątpię. Taka degrengolada, jak niewypłacalność, dotykając mnie, zaszkodziłaby i tobie, ojcze. Zresztą, nie są to sumy bajońskie...
— Ile? — zapytał Darwid.
— Dokładnej cyfry powiedzieć nie mogę, ale przypuszczalnie wynosi ona...
Wymienił cyfry. Darwid obojętnie ją powtórzył:
— Około ćwierć miliona. Ładnie. Daleki jeszcze będę od ruiny tym razem, ale nadal... Wyrzutów ci nie czynię, bo byłby to czas stracony. Co w przeszłość wpadło, przepadło. Ale przyszłość musi być inną.
Na wyrazie: musi znowu nacisk położył. Szybkim ruchem zarzucił na nos binokle i z pięknego kubka wyjąwszy papieros, koniec jego przytknął do płomyka jednej ze świec, palących się na biurku. Wydawał się już zupełnie spokojnym, tylko za szkłami binokli przelatywały stalowe iskry i papieros długo jakoś zapalić się nie mógł w trochę drżących palcach. Od biurka do okrągłego stołu powracając, mówić zaczął:
— Długi twoje zapłacę natychmiast i pensyę, którą ci przed trzema laty wyznaczyłem, to jest 6.000 rocznie, nadal w rozporządzeniu