Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Argonauci tom I 160.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wydawali krótkie okrzyki. Kapelusze kobiece i męskie, futra rozmaite, liberye stangretów, konie buchające parą, tu i owdzie kolorowemi sieciami okryte, tworzyły szlak pstry, zmienny, tłumny, przesuwający się z brzękiem i gwarem po białym śniegu, w powietrzu roziskrzonem od słońca i mrozu.
Jedna z karet wydawała się zamkniętym w pudle ogrodem kwiatowym. Wydobywały się, wprost wylewały się przez jej okna — róże, kamelie, goździki, fiołki. Było tam pełno wieńców, bukietów, koszów, pośród których, jak w powodzi różnobarwnej, ukazywał się w głębi karety kapelusz kobiecy z szerokiemi skrzydłami. Tuż za karetą pędziły sanie, w parę rosłych koni zaprzężone, ze stangretem w ogromnym kołnierzu futrzanym i z dwoma młodymi mężczyznami, u których stóp stał znowu kosz kwiatów, ale najrzadszych i najdroższych, bardzo rzadkich i drogich orchidei. Kareta i sanie przemknęły wśród pstrocizny ulicznej, jak czarodziejskie zjawisko wiosny, ze śniegu wyrosłej i zniknęły.
Darwid zwrócił się ku towarzyszom:
— Kto to ta pani w karecie pełnej kwiatów?
— Bianka Bianetti.
Było to imię, komentarzy nie potrzebujące.