Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Argonauci tom I 158.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nie zniechęca do zajmowania się tem, co już jest zdobyte, rozpoczęte.
Dzień był pogodny, lekko mroźny, miryady brylantów iskrzyły się w szronach okrywających drzewa i na śniegu, zaścielającym rozległy ogród. Darwid, w towarzystwie geometry, architekta i inżyniera, przechadzał się po ogrodzie, ale celem jego przechadzki nie była wcale kontemplacya przyrody, zakutej w usiane brylantami marmury i alabastry. Inżynier przyniósł mu propozycyę nabycia placu i z energią popierał interesy swoich mocodawców; geometra i architekt mówili o swojem, gestami wskazywali wymiary i różne punkty przestrzeni. Darwid, w obcisłem futrze, z oryginalnym i bardzo cennym kołnierzem, w połyskującym kapeluszu na głowie, chodził po śniegu krokiem równym, więcej słuchał, niż mówił, w uśmiechu miał milczące zadowolenie, gdy nagle wzrok mu olśniła ogromna jasność, bijąca od stojącego tuż przed nim drzewa. Do wysokiej kolumny podobne, miało ono na wszystkich gałęziach piórka delikatnie wyrzeźbione z alabastru, z których każde płonęło jak świeczka, w tęczy zapalona. Snopy tęczowych promieni wystrzeliwały z tej misternej rzeźby i z tej fontanny różnorodnego światła. Darwid szybkim ruchem zarzucił na