Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Argonauci tom I 122.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

tającego pana domu, a przed żoną jego stanął w takiej postawie i z takim wyrazem twarzy, jakby tego tylko na ziemi pragnął, aby módz upaść jej do stóp...
Ta rozmowa, ta scena pozostały na zawsze w pamięci Ireny. Wysnuwała z nich niegdyś długie wnioski, potem zupełnie myśleć o nich przestała, dziś myślała znowu, zapominając o malowanych chryzantemach, które z błękitnego atłasu, zdawały się na nią spoglądać, równie delikatne i zagadkowe, jak ona.
Lokaj we drzwiach oznajmił:
— Pan Baron Blauendorf.
Zrazu zaczęła spiesznie.
— Nikogo...
A potem rozkazała lokajowi, aby zaczekał i przy biurku matki, na wązkiej kartce brystolu, po angielsku napisała:
«Mama chora na migrenę, pielęgnuję ją i widzieć Pana dziś nie mogę. Żałuję tego, bo rozmowa o dysonansach zaczęła wczoraj być zajmującą. Niech mi Pan ciąg jej dalszy jutro przyniesie».
Kartkę tę w zaadresowanej do barona kopercie lokajowi oddała i znowu nad rozpoczętą robotą siadła, tym razem, z uśmiechem drwiącym i razem wesołym. Dziwna rzecz! Ze zja-