Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Argonauci tom I 115.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Była już przy drzwiach, kiedy usłyszała wołanie:
— Iro!
— Co, mamo?
Dwoje ramion wyciągnęło się ku niej i objęło jej szyję, a usta tak gorące, że aż piekły, czoło i twarz jej osypały pocałunkami. Irena wzajem przylgnęła ustami do czoła i rąk matki, ale przez kilka sekund tylko, poczem łagodnym ruchem wysuwając się z jej objęcia, oddaliła się nieco i rzekła:
— Niech się mama nie wzrusza, bo to może powiększyć migrenę.
U drzwi odwróciła się jeszcze:
— Jeżeli czego trzeba będzie, proszę tylko szepnąć; mama wie, jak nadzwyczajny słuch mam: usłyszę. Będę ciągle malowała w gabinecie. Chryzantemy te są śliczne i mam dla nich nowy pomysł, który mię bardzo zajmuje.
W spływającem z okna martwem świetle zimowem, w gabinecie pełnym pozłot, fraszek artystycznych, rozkwitłych bzów i hyacyntów, Irena siedziała przed stolikiem z przyrządami do malowania, bezczynna i zamyślona. Z pod brwi, które nad oczyma zakreślały linię delikatnych płomyków, szkliste jej oczy patrzyły w przeszłość.