Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Argonauci tom I 113.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

gnęła jak najprędzej rozmówić się z Darwidem i nie wątpiła, że on także wkrótce tego zażąda. Córki? cóż? czy nie lepiej, aby oddaliła się od nich, zniknęła im z oczu?... taka matka!
Irena przysunęła do okna stolik z przyrządami do malowania, usiadła przy nim i ze skupioną uwagą w oczach, zaczęła cieniować na kawałku błękitnego atłasu więź pysznych kwiatów. Były to chryzantemy, jakby do mistycznych pocałunków rozwierające śnieżne i ogniste płatki. Cisza głęboka panowała w domu i dopiero po upływie pewnego czasu, z odległego pokoju doleciało kilka dźwięków szkła i porcelany, a we drzwiach gabinetu lokaj oznajmił podane śniadanie. Irena podniosła głowę z nad roboty:
— Oznajm pannie Karolinie i miss Mary, że mama i ja do stołu nie przyjdziemy.
Dodała rozkaz przyniesienia dwóch filiżanek bulionu i sucharków; w chwilę potem, z filiżanką w ręku stała u zamkniętych drzwi matki.
— Czy można wejść?
Przychyliła ucho ku drzwiom: odpowiedzi nie było. Powieki jej niespokojnie zamrugały; powtórzyła pytanie, dodając:
— Moja mamo, proszę...