Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Argonauci tom I 100.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Od szybkich ruchów i prędkiego mówienia oddech jej stał się przyspieszonym, jaskrawy rumieniec twarz okrył, zakaszlała i kaszląc znowu objęła ojca ramionami.
— Niech tateczko nie ucieka! Wiele mam do powiedzenia. Będę prędko mówiła.
Darwid stał przedtem pośrodku pokoju i żywe poruszenia jej ścigał wzrokiem, z pobłażliwym zrazu, a potem coraz weselszym uśmiechem. Wezbrane życie biło z tego dziecka, spryt także, umiejący przenikać ludzi i rzeczy, wrażliwość niezmierna, czyniąca z niej instrument z mnóstwem strun, wiecznie drgających. Dziwnie przypominała matkę z czasów jej młodości. Gdy zakaszlała, Darwid objął ją ramieniem.
— Nie spiesz się tak, nie mów tyle, mów mniej, usiądź!
— Nie mam czasu, ojczulku, mówić powoli... nie mogę siadać... bo zaraz uciekniesz... Muszę trzymać cię i spieszyć! Chcę, abyś mi powiedział, po co tak wielu ludzi do ciebie przychodzi i ty nawzajem do nich jeździsz? Czy ty ich kochasz? Czy oni cię kochają? Czy ci z nimi przyjemnie i wesoło? Czego oni od ciebie chcą? Co z tego wynika? Przyjemność, czy korzyść? A czyja korzyść: ich czy twoja? Może jeszcze kogo innego? Na co to wszystko? Nieprawdaż,