Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Argonauci tom I 088.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dwabi, zgiełku słów marnych, których próżnię i fałsz przeniknęła, oddalonych; ale zaraz mówiła do siebie: «Malowane garnki, idylle! tego wcale niema!» — i taki gest czyniła, jakby z nad głowy opędzała pięknego motyla, o którym była pewną, że jest tylko widmem-motylem. Dziś, z drobnych spostrzeżeń powstał w niej domysł, że coś niezwykłego zaszło i jeszcze zajść musi, była więcej niż kiedy sztywna i chłodna, z gorącą iskrą niepokoju w głębi przejrzystych, siwych źrenic. Miała na sobie obcisłe ubranie sukienne, z krojem stanika trochę męskim, a u wierzchu czaszki węzeł japoński z ognistych włosów, przebity szpilką ze stalowymi połyskami. W ręku trzymała otwartą książkę, z którą też zaczęła zwolna przechadzać się po dwóch dużych salonach. Wzrok jej nie podnosił się z nad książki, ale kart jej nie przewracała wcale. U jednych drzwi zawracała się zaraz, u innych, zamkniętych, przystawała na kilka sekund i wtedy dolatywał ją szmer rozmowy, toczonej za drzwiami, przez dwa zniżone głosy. Nie chciała słyszeć nic z tej rozmowy, o, nie chciała! Jakże dawno już usiłowała być ślepą, głuchą, a nieraz tak martwą, aby żaden rzut oka, żadne drgnienie twarzy nie zdradziło w niej posiadania wzroku i słuchu!