Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Argonauci tom I 083.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Sapristi! — zaklął Maryan i zaraz roześmiał się znowu.
— I dlatego? za to? Czyżby i on wierzył w malowane garnki? Miałem go za człowieka nowego!
— Hélas! — westchnął Kranicki.
Szli chwilę w milczeniu, minęli pierwsze piętro domu. Kawalerski apartament Maryana znajdował się na drugiem.
— Żal mi ciebie, mon bon vieux, żal ogromnie — zaczął znowu młody Darwid. Tak się z tobą zżyłem, tak przywykłem... Będziesz miał przykrości i biedna mama także... Skąd mu się to wzięło? Człowiek tak rozumny! Myślałem, że ma głowę lepiej wywentylowaną...
Nie mógł dokończyć, bo Kranicki u samych drzwi mieszkania na szyję mu się rzucił. Płakał. Batystową i woniejącą chustką ocierając oczy, mówić zaczął:
— Mój Marysiu, ja tego ciosu nie przeżyję! Ja tak was wszystkich kocham... ty... dla mnie... jak brat młodszy.
Usiłował całować go, ale Maryan usunął się od uścisku i łez, których wilgoć z przykrością uczuł na twarzy.
Mais c’est absrude! — zawołał. — Mamy dlatego zrywać z sobą stosunki, że się one ko-