Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Argonauci tom I 074.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

W ciemności, przejętej chłodem nocnym, ozwał się lekki szelest, i na tle jej, we drzwiach, ukazała się Irena. Miała na sobie już tylko krótkie, batystowe ubranie, całe w haftach, i ognisty warkocz spuszczony na plecy. Stanęła we drzwiach z szyją wyciągniętą w stronę matki, poczem cicho w miękkiem obuwiu stąpając, jak cień przesunęła się przez pokój i zniknęła za przeciwległemi drzwiami. Było coś widmowego w dwu tych kobietach, z których jedna bez najlżejszego szelestu przechodziła obok drugiej, spoczywającej na nizkim sprzęcie bez najlżejszego poruszenia. Za ścianami domu, ulice miasta zapadały w coraz dłuższe i głębsze cisze.
Zegar w gabinecie wybił godzinę trzecią, odpowiedziały mu w głębi ciemności trzy uderzenia dalekie i basowe. W powietrzu woń bzu lotna i mdława słała się spodem narkotycznej i zwycięskiej woni hyacyntów. Obie je bolesnym kontrastem opływał wzrastający chłód. We drzwiach, za któremi była znikła, ukazała się znowu Irena, równie cicho, jak przedtem, przeszła pokój i szalem niesionym w ręku zwolna okryła plecy matki.
Malwina, uczuwszy dotknięcie miękkiej materyi, jakby obudziła się ze snu.