Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Argonauci tom I 066.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

teraz! Dwie błyszczące łzy zwolna toczyły się po jej policzkach, nad spuszczonemi powiekami pogłębiona zmarszczka ciemną linią przerznęła czoło, a brylantowa gwiazda, która we włosach rozpalała tęczowe blaski i kwiaty, gęsto centkujące pokój blademi barwami, pod tragizm tej kobiecej głowy kładła tło bogactwa.
Z filiżanką w ręku, Irena stała we drzwiach przeciwległych i patrzała na matkę niespokojnie, przenikliwie, z wytężeniem takiem, że powieki jej kilka razy zamrugały. Dalekie od niej teraz były te uśmiechy suche i drwiące, z jakimi rozmawiała z baronem. Spokojnie jednak przeszła pokój i naprzeciw matki usiadła.
— Zdaje się, że przedstawienie dzisiejsze nie najlepiej mamę zabawiło — przemówiła.
Tak pilnie wpatrywała się w filiżankę z herbatą, że łez, ani wyrazu twarzy matki widzieć nie mogła. Ale i twarz ta, nagle, jakby pod dotknięciem różdżki czarodziejskiej, rozpogodziła się i okryła uśmiechem swobodnym.
— Czy Kara już śpi? — zapytała Malwina.
— Zapewne; cicho zupełnie w pokojach jej i miss Mary... Dlaczego mama nie pije herbaty?
Darwidowa, zwolna łyżeczkę do ust poniosła, a Irena spokojnie mówić zaczęła:
— Słyszałam dziś wiadomość bardzo niespo-