Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Argonauci tom I 027.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wonemi plamami wybijającemi się na czoło, nagle bardzo postarzałe, postąpił kilka kroków i stanął naprzeciw Darwida, okrągłym tylko stołem od niego rozdzielony. Stłumionym głosem, ale czarne, rozżarzone oczy śmiało w twarz Darwida wlepiając, przemówił:
— Oszustwo! podłość! łatwo to powiedzieć! Czy pan nie wiedział o tem, że żona pana była w pierwszej młodości naszej prawie narzeczoną moją?
Darwid, ustami zalanemi ironią, odpowiedział:
— Którą pan opuścił z rozkazu mamy, posyłającej pana do stolicy po złote runo...
— A kiedy pan po swoje jeździł na krańce świata — odpowiedział Kranicki — uznał pan za stosowne pozostawić mię na straży kobiety, którą niegdyś kochałem. Uważał się pan za niezwyciężonego nawet wtedy, gdy dzieliły ją z panem setki albo tysiące mil...
— Przerwijmy tę śmieszną dyskusyę... — zaczął Darwid.
— Co do mnie — żywo wtrącił Kranicki — kończę ją ofiarowaniem panu satysfakcyi takiej, jakiej tylko pan ode mnie żąda. Oczekuję świadków pana...
Darwid zaśmiał się głośno, ostro.