Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Argonauci tom I 026.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

jakże mam tłómaczyć sobie tylko co wyrządzoną mi przysługę?
— Jako zapłatę za te, które pan mnie, albo mojej rodzinie kiedykolwiek oddał. Płacę, kwitujemy się wzajemnie i żegnamy — na zawsze.
— Panie! — zawołał Kranicki: — nie pan jeden istnieje na świecie, nie pana jednego wola może mi otwierać, albo zamykać drzwi tego domu...
Darwid, tak blady, że nawet wązkie wargi kropli krwi nie zdawały się posiadać, dobył z pugilaresu i w dwóch palcach Kranickiemu ukazał liścik w kopercie małej, eleganckiej, noszącej adres pani Malwiny Darwidowej. Kranickiego ciemne rumieńce znikły bez śladu, zbladł bardzo i rękę oparł o poręcz fotelu; oczy mu się szeroko rozwarły. Kilka sekund trwało milczenie; pomiędzy tymi dwoma pobladłymi jak płótno ludźmi, wisiała groza odkrytej tajemnicy. Darwid pierwszy, głosem tak zdławionym, że ledwie dosłyszanym, mówić zaczął:
— Jakim sposobem list ten dostał się w moje ręce, mniejsza o to! Po prostu trafem. Takie trafy są bardzo pospolite, a to tylko mają w sobie dobrego, że kładą czasem koniec oszustwu i — podłości.
Kranicki, ciągle blady bardzo i tylko z czer-