Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Argonauci tom II 199.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

tyczące się ustawienia grobowca, wypowiadając uprzejmie i płynnie. Zarazem wzrok jego opuszczał się chwilami na mogiłę i tkwił w niej z taką siłą, jakby chciał przebić kobierzec kwiatowy, warstwę cegieł, znajdujące się pod nią wieko trumny i zobaczyć... to, co pod wiekiem. Nakoniec, grzecznem uchyleniem kapelusza pożegnawszy towarzyszów, poszedł ścieżką, wśród oplecionych koronkami jasnych liści urn, kolumn i posągów, w głąb rozległego miasta umarłych. Takie miasto zwiedzić miał po raz pierwszy w życiu. Znał mnóstwo miast rozmaitych, ale takich nie poznawał nigdy. Zaglądał do nich niekiedy z potrzeby, na krótko, z głową pełną myśli, zupełnie im obcych. Teraz poszedł w głąb cmentarza, z myślą. Więc tak kończy się wszystko!... Długo nie wracał. Powóz odkryty, z poduszkami obitemi szafirowym adamaszkiem i para pięknych koni, w karnej nieruchomości zastygłych, długo stały przed cmentarnemi wrotami. U szczytu kaplicy zabrzmiała i przebrzmiała srebrna muzyka dzwonu, do modlitwy wieczornej wzywającego; na świeżą zieleń drzew i gęsto wśród niej rozsypane urny, kolumny, posągi zmierzch spadać zaczął, gdy Darwid, od wrót cmentarnych odjeżdżając, myślał:
— Kiedy kościoły tak dzwonią, ludzie mo-