Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Argonauci tom II 193.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

do powściągania wewnętrznych poruszeń i ich objawów sprawiło, że nie krzyknął: «Ratunku!» Ale krzyk ten miał w sobie i krokiem szybkim, nierównym poszedł w kierunku wielkiej lampy, płonącej u końca perspektywy, wśród ciemnych ścian sali jadalnej. Za nim, przy ziemi, całą szybkością kosmatych łapek biegł Pufik.
Wtem, w jednym z salonów, zegar uderzać zaczął godzinę jedenastą. Raz, dwa, trzy... Dźwięki basowe zwolna rozchodziły się po pustce, na którą kładła się cisza, aż kędyś, u innego końca perspektywy, dzwonić zaczęły i tamtym jakby odpowiadać inne, cieńsze i spieszniejsze. Wydawało się to głosem i echem, tajemniczą rozmową, przez rzeczy nieżyjące prowadzoną.
Darwid wszedł do gabinetu swego i przycisnąwszy znowu guzik dzwonka, rzekł do lokaja:
— Zgasić światło!
Usiadł na jednym z fotelów przy okrągłym stole i uczuł obejmujące go od wierzchu czaszki do stóp niewymowne znużenie. Coś lekkiego wskoczyło mu na kolana. Położył dłoń na jedwabistej szerści tulącego się do niego stworzenia i rzekł:
— Pufik!
Myślał, że tego kolosalnego interesu, o który