Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Argonauci tom II 184.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

brakuje, że jakby nic nie posiadał. Czego mu brakuje?
Ruchem powolnym, w którym malowało się znużenie, okręcił szyję i twarz zwrócił ku biurku, obficie oświetlonemu świecami, palącemi się w wysokich świecznikach. Coś mu te świeczniki przypominają? Ach, tak, pamięta! Jeden z nich podawał raz w głębi mieszkania Karze, aby palącą się w nim świecą przyświecała sobie w dalszej drodze. Jak, pod ciężarem jego, gdy go drobną ręką ujęła, ugięło się wówczas jej szczupłe ramię podlotka i jak ładnie płomyk świecy odbił się w ciemnych źrenicach, na niego patrzących z taką... Z czem? Z taką egzaltacyą! Jednak, jakie to dziwne, wielkie było szczęście, gdy dziecko to żyło i tak go kochało! ono jedno! Potem, prosto przed różową twarzą trzymając świecę w ciężkim lichtarzu, poszła w ciemność...
Znowu obejrzał się, ale ruchem nie jak przedtem znużonym, lecz owszem porywczym. Obejrzał się na drzwi, za któremi, nieprzejrzanie ukrywając w sobie szereg salonów, stała gruba ciemność. Było to podobne do stojącej za drzwiami czarnej ściany. Po plecach Darwida przebiegło poruszenie skóry takie, jakiego doświadcza człowiek czujący, że mu coś ciężkiego z tyłu kła-