Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Argonauci tom II 166.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

blizką. Ona jedna. «Moja!» — szepnął. Ona jedna. Sam nie wiedział, jak się to z nim właśnie stać mogło, ale myślą kładł na ramieniu swem tę małą głowę w złotych włosach i mówił do niej:
— Uciekajmy, mała! Zapytywałaś mię raz: po co mi ci ludzie? Otóż powiem ci teraz, że na nic zupełnie. Nie chcę ich, są mi obcy, nie obchodzą mię wcale, tyś tylko mi potrzebna, ty jedna, promień słońca taki, jaki raz w podróży dostrzegłem i zapamiętałem, jasny i ciepły. Ty jedna, moja! Chodźmy, uciekajmy razem od wszystkiego i wszystkich, bo wszystko i wszyscy na nic nam, obcy, dalecy.
Tu przypomniał sobie, że nigdzie i nigdy nie będzie mógł z nią pójść, ani uciec. Był częściowym posiadaczem kilku dróg żelaznych, miał możność wynajęcia dla siebie samego mnóstwa pociągów, przebiegających te drogi; kędyś na Wschodzie, po olbrzymiej rzece, w kłębach pary pływały statki jego własne; w tej stolicy i w tamtej i w owem jeszcze mieście wielkiem roje ludzi zamieszkiwały jego własne, duże domy — jednak, tej uśpionej dziewczyny, ani lądem, ani wodą, ani do miasta, ani do domu żadnego uwieźć nie mógł. Do wzniesionych ku niej oczu nabiegać mu zaczęła gryząca wilgoć i skupiała