Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Argonauci tom II 160.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wotki, może jeszcze niekiedy poeci, albo ludzie płynący po strudze życia leniwej i smutnej. Darwid nigdy nie miał na to czasu. Potok, który go niósł, był rwący, szumiący, błyszczący i niespokojny.
Więc wszystkie góry, usypywane ze złota, z rozumu i z energii, przeskoczyła i — przyszła! Myślał o tem w tej chwili, gdy Kranicki zobaczył go stojącego u ściany i wtłaczającego się w jej śnieżyste puchy, tak, jak przelękniony owad wtłacza się w szczelinę. Była to szczelina jeszcze jednej góry, którą usypał ze złota. W tem wielkiem mieście z podziwem opowiadano o bajecznej prawie kosztowności tego ostatniego pokoju małej milionerki. Mógł uczynić to i daleko więcej jeszcze. Cóż z tego? Zmógł w życiu swem niezmiernie wiele i mógł teraz bardzo wiele. Cóż z tego? skoro przyszło coś, czego zmódz nie mógł, przeciw czemu nic nie mógł i co ugodziło w niego podwójnie — w serce bólem, a w głowę myślą: cóż z potęgi, która nie może osłonić przed bólem? I nic to jeszcze, że przed bólem, bo z nim mocować się można, ale przed zniszczeniem! To, na co tak zblizka teraz patrzał, było nagłem i nieubłaganem zniszczeniem życia w całej pełni i z wielkim wdziękiem rozkwitłego. Coś z powietrza, z przestrzeni, z za