Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Argonauci tom II 091.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

czyniąc najcichszą, najpieszczotliwszą z mów ludzkich, zapytała znowu:
— Co się stało? Co ci jest?
Zmieniając położenie głowy i tak nią wstrząsając, jakby z niej zrzucić coś chciała szepnęła:
— Nic.
I powstawszy, szła znowu w głąb pokoju. Warkocz jej, niedługi i gruby, podobny do starganej plecionki z lnu jedwabistego, nieruchomo leżał na wązkich plecach, ręce opuszczone wydawały się dwoma opadającymi z krzaka pękami róż. Stała chwilę przed klombem zielonych roślin, aż obeszła go dokoła i ukryła się przed wzrokiem miss Mary, pomiędzy gęstwiną palm a oknem. Za oknem panowała czarność zimowego wieczoru, nieco rozświecona śniegiem, okrywającym duży ogród, i poplamiona czerwonemi światłami latarni, oświecających ulicę za ogrodem. Na ten to ogród przed kilku miesiącami, Kara wśród nocy otworzyła okno, aby przypatrzyć się w księżycowym świetle pierwszym śniegom i szronom. Teraz, u skonu zimy, leżały tam śniegi zapewne ostatnie.
Sporo czasu upłynęło. Miss Mary wstała i weszła w ciasną przestrzeń, dzielącą klomb roślin z oknem. Kara stała tam u samego okna, zapatrzona w ciemność, czy w rozrzucone po