Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Argonauci tom II 046.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Stanęła przed matką i pomiędzy wielkimi kwiatami materyi, mieniącej się srebrem i szafirem, wskazywała kilka zepsuć przez czas zrządzonych. Powieki jej mrugały dziwnie prędko, i dlatego może nie spostrzegała ani kredowej bladości, ani drżenia rąk, ani zrozpaczonego wyrazu oczu matki. Nie spostrzegając nic, wesoło i głośno mówiła:
— U mamy są przepaście jedwabiów rozmaitych, które zostały od tylu naszych wspólnych robót. Pójdziemy rozejrzeć się pomiędzy nimi, dobrze? Są w pokoju mamy. Pójdźmy tam, moja mamo. Tak jestem niecierpliwą, aby już rozpocząć restaurowanie tej pięknej ruiny! Mama pomoże mi dobrać jedwabie, prawda? Mój Boże, ileśmy to już ślicznych rzeczy wspólnie z mamą wykonały... temi czterema łapkami naszemi, które zawsze były razem, razem!
I teraz także były razem. Wsunęła rękę pod ramię matki i z zawieszonym na ramieniu pasem materyi srebrno-lazurowej prowadziła bardzo bladą kobietę w czarnych dżetach przez salonik rzęsiście oświetlony, obok stolika z szachami, przy którym siedziały trzy osoby, przez salę jadalną, po której krzątali się lokaje, przez ten gabinet, w którym upłynęło jej z matką najwięcej godzin życia, aż weszły obie do sy-