Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Anastazya.djvu/172

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— W imię Ojca i Syna i Ducha Ś-go... Idź ty stąd, Salka... idź sobie, idź...
— Oddaj co nasze, to i pójdziemy sobie! — razem obie krzyknęły, a Piszczałkowa córkę odpychając i przekrzykując, wrzeszczała dalej:
— Od pierwszego dnia życia swego tyś krzywdzicielką naszą już była! Żeby ciebie na świecie nie było, dzieci moje w dostatkuby żyły i mnie na wczesnych ich mogiłach nie przyszłoby łez gorzkich wylewać! Ale dyabeł cię na świat przysłał, i bogactwo wielkie w ręce swe ułapiłaś, a my, jako i pierwej, w nędzy po uszy grzęźli...
— Jezus, Marya! — w progu domostwa już jęknęła Naścia, a Piszczałkowa krzyczała dalej:
— Jak królewna żyć sobie będziesz, we wszystko opływając, i romansować z kawalerami, jakoś z tym Apolinarym romansowała, a w tym samym czasie Martusia moja w grobie zimnym w proch i zgniliznę się obróci...
— Jezus, Marya! — ozwał się za progiem już przeszywający wykrzyk Naści, i ona sama w sionce domu zniknęła.
Jednocześnie rozległ się potężny męski okrzyk:
— Precz! precz! precz stąd, niewdzięcznice! gałganice! psombratki!
I na ganku stanęła wysoka, barczysta postać pana Cyryaka, z kijem nad plecami Piszczałko-