Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Anastazya.djvu/161

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Tu wywnętrzanie się starego przerwało wejście Naści, z progu kuchenki wołającej:
— Jużeśmy z Martusią samowarek nastawiły i wszystko co trzeba przysposobiły do wieczerzy, a teraz dziaduńkowi może poczytać chwilę?
W parę godzin później po wieczerzy już było i po czytaniu; p. Cyryak, na ławie siedząc, z głową opartą zadrzemał. Często go teraz, śród dnia nawet, drzemka ogarniała, w czem niektórzy upatrywali staczający się coraz niżej skłon jego żywota. Martka tabakierkę dziaduniową nakręciła, i ciepłą odzieżą owinięta, zdala od wszystkich, w cieniu pieca dużego usiadła. Nikt nic nie mówił. Za oknami na czarnej firance nocy mrugały złote gwiazdy, a po świetlicy, w zielonawej jasności lampy, tony cichej muzyczki rozsypywały się jak szklane i srebrne paciorki. Anastazya szepnęła:
— Jakeśmy to u końca lata przy tej samej muzyczce wesoło sobie tańczyli!...
I nizko spuszczając głowę, dodała:
— Dzień dniu nie równy!...
Martka w tej chwili zaniosła się suchym kaszlem, a jakby echo odpowiedział jej z kuchenki kaszel spoczywającego tam Stefka.
— Naściu, czy ty nie lękasz się przejąć od