Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Anastazya.djvu/095

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

na obrazach istot czystych, w muzykę, z górnych stref dolatującą, wsłuchanych z pokorą i zachwyceniem. Wysmuklejszą, niż zwykle, wydawała się w tej chwili, bielszą, przeobrażoną w ducha zachwytu i zadumy. Pan Apolinary tę postawę jej spostrzedz musiał, i to również, że nadawała jej ona pozór niezwykły, bo wciąż przed panem Cyryakiem, to na jednej, to na dwu nogach stojąc, wciąż też rzucał ku niej oczyma, które przytem silnie błyskały, i trwało to czas dość długi, aż do świetlicy weszła Łucya, i rapsod pana Apolinarego, zarówno jak ekstazę Anastazyi, przerwała wieczerza, którą w dwóch białych i parą buchających miskach na stole umieściła.
Ewka Glindzianka, wcale ładna, bladawa brunetka, z czarnemi oczyma, w których miłość nieszczęśliwa smętkiem się osiedliła, ale też i z wargami czerwonemi, które na przekór smętkowi, skłonności do gadania i śmiechu nie traciły, jako podufała przyjaciółka Naści, wnet po wieczerzy wyjęła z komody tabakierkę dziaduniową, nakręciła ją i dla lepszego rezonansu, na szklance postawiła, poczem zaraz instrumencik poloneza swego wygrywać począł.
Wieczór wrześniowy patrzał w okna świetlicy wielkiem okiem zimnego księżyca. Na stole, obok lampy, plastr miodu ociekał w misie pa-