Strona:PL Edward Abramowski-Pisma T.4 122.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Taki sposób zdobywania sobie większej płacy i krótszego dnia roboczego — przez rzucenie robót, nazywa się strejkiem — albo zmową.
I zliczyć nie można by było, wielu to już robotników po miastach różnych, zdobyło sobie tym sposobem lepszą dolę. Bywały takie strejki, że robotnicy zdobywali sobie od panów fabrykantów dwa razy większą płacę i o kilka godzin krótszą pracę dzienną.
Opowiemy kilka takich strejków, jakie były w Polsce i w innych krajach; bo żeby pisać o wszystkich zmowach robotniczych, to na to i dużej książki by nie starczyło.
Ot jak naprzykład strejkowali robotnicy w fabryce noży S. Kobylańskiego w czerwcu zeszłym roku. Jest to duża fabryka za Wolskiemi rogatkami w Warszawie. Wszystkich ludzi pracuje 75, i wszyscy oddawna połączyli się ze sobą w braterski związek, aby sobie pomagać i mieć na wypadek strejku zebrane pieniądze. 1-go maja wszyscy obchodzili oni święto robotnicze, do fabryki nikt nie przyszedł i — stała cały dzień pustkami. Na drugi dzień fabrykant i komisarz policyjny pytali się robotników, po co oni świętowali, mówili, że takie świętowanie to jest niby bunt i grozili. Ale robotnicy nie dali sobie dmuchać w kaszę, z gróźb nic sobie nie robili i powiedzieli, że chcą mieć większą zapłatę i nie chcą tak długo pracować jak dotąd. Takie ich śmiałe i zgodne wystąpienie przestraszyło fabrykanta, ale chciał on spróbować, czy nie można oszukać robotników obiecanką. Powiedział im, że teraz nie może ich życzeń wykonać, ale prosił, żeby poczekali miesiąc jeden, to zrobi wszystko, jak oni chcą. Myślał on, że robotnicy po miesiącu już nie będą tacy zgodni pomiędzy sobą i że ich zapał ostygnie. Na dobitkę chciał on jeszcze przez ten miesiąc powydalać tych robotników, którzy jak jemu się zdawało rej wodzili w fabryce i najlepiej rozumieli sprawę robotniczą. Robotnicy przystali na to, ale panu fabrykantowi nie udało się ich oszukać. Kiedy chciał powydalać tych „największych pyskaczy“, jak on nazywał najrozumniejszych robotników, to zobaczył, że inni na to nie pozwolą, i że z innych fabryk w całem mieście żaden czeladnik nożowniczy nie zgodzi się pójść na ich miejsce. Bo już przedtem robotnicy Kobylańskiego ostrzegli swoich towarzyszy po fachu, aby do tej fabryki nie najmowali się i im w walce nie przeszkadzali.