Strona:PL Edward Abramowski-Pisma T.1 094.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

(To samo miewam gdy mi czytają głośno — wyobrażają się bardzo jasno zdania jakoby w książce będące a nieprzeczytane i kilka razy chciałem poprawić czytającą, że opuściła to i to, albo że zmieniła).
Podobnie jak stronnice książki, pokazują się twarze, a nawet całe postacie. Zdarza się często, że siedzę na fotelu, przy lampie jasnej, czytam, czuję coraz większe znużenie, zamykają się oczy i zaraz potem jakieś inne oczy otwierają się i widzę bardzo wyraźnie J. która na mnie patrzy. Widzę najczęściej samą tylko głowę, od dołu jest jakiś zawój ciemny. Wszystko jest naturalne, wielkość, odległość. Gdy oczy otwieram widzenie znika. Zastrzegam, że widzenie to nie jest wcale podobne do obrazów hypnoicznych. Jest daleko bardziej rzeczywiste. Raz tylko jeden poczułem lekki dotyk jej ręki do twarzy. Było to podczas bardzo męczącej nocy, gdy zmagałem się z natarczywym i złym zamiarem. Nie widziałem wtedy twarzy, ale wiedziałem doskonale, że to jej ręka mnie dotykała.
Połączenie widzenia i słyszenia miałem kilka razy. Jednego razu zjawiło się parę postaci, bardzo niemiłych (15 paźdz. zdaje się); szczególnie zapamiętałem dobrze jedną z nich — przedstawił się mi jako „Zacharjasz Stempa“, był nisko ostrzyżony i ogolony, z dużą głową, wysoki, źle ubrany; mówił dużo bez żadnego sensu, nie można było dowiedzieć się czego właściwie chce, jakkolwiek chciał czegoś odemnie i starał się w czemś przekonać. Tamten drugi milczał.
Dwa inne widzenia zamieniły się w scenę dramatu — coś bardzo podobnego do Wyzwolenia Wyspiańskiego. Ze ścian wychodziły różne postacie męskie, jednakowo ubrane, czarno, z twarzami wygolonemi, i znikały w ścianach. Wszystkie mówiły jasno, logicznie, przekonywająco o jednem i tem samem, jeden zaczynał o drugi kończył dowodzenie i tak dalej. Przedmiotem pierwszego dramatu (13 czy 14 paźdz.?) było dowodzenie, że J. wcale nie istnieje, że jest zupełną fikcją, fantazją mego umysłu czy uczucia, że nawet istnieć by nie mogła; rozumowanie było tak logiczne, że nie mogłem znaleźć żadnych dowodów contra, jakkolwiek czułem, że ja mam słuszność nie oni. W drugim „dramacie“ ta sama scena, ci sami panowie, ale przedmiot dowodzeń jest inny — że J. jest „zamężną“. Jak długo scena trwała nie mogłem sprawdzić; wydawała się bardzo długą i była bardzo męczącą. W obu razach odbywało się wieczorem, (pomiędzy 7 a 9 godz.?) przy palącej się lampie. Stan mój jest wtedy stanem półsnu, drzemania. Mam oczy zamknięte ale widzę swój pokój oświetlony, może tylko jest jakaś inna jasność niż rzeczywista. Znużenie potem jest ogromne.
W nocy bywają głosy pytające w natarczywy sposób; głos jest jakiś znajomy. Wczoraj i onegdaj czułem się zmuszony odpowiedzieć na pytanie. Ale za każdym razem wysiłek odpowiadania pomagał mi powrócić do normalnego stanu jawy i wymówione słowa usłyszałem już jako człowiek normalny; zdziwiły mię one i rozśmieszyły.
Ze strony psychologicznej gorączka przedstawia się mi jako stan analogiczny do stanów hipnoicznych, wogóle do stanów zawieszenia intelektu i wydobywania się na wierzch podświadomości. Proces ten jednak, obok zasadniczego podobieństwa, ma także i głębokie różnice. Podświadomość nie może wtedy systematyzować się, jak to czyni normalnie. Przejawia się w luźnych strzępkach. Ma silną tendencję do dramatyzowania się i dramatyzuje się ciągle. Dramatyzuje się inaczej niż w snach. Wchodzi bez ceremonji do jawy i z rzeczywistości jawy bierze sobie materjał dla postaciowania swych widzeń, scen, symbolów. Bywa często tak, że rzeczywistość otoczenia wcale się nie zmienia wtedy, pozostaje tą samą, a tylko ma inny symbolizm inne znaczenie, nabywa większą wartość, staje się mistyczną. Każde ważniejsze ognisko podświadomości, t. j, ognisko o silnej uczuciowości, dąży do przejawienia się wtedy, do przejawiania się upartego, ciągłego, jakkolwiek zmieniającego się. Jedno i to samo ognisko wydać może z siebie niezmierną ilość gorączkowych scen i dramatów, twórczość jego jest bogatą chociaż czasem powtarza się.