Strona:PL Edmondo de Amicis - Serce.djvu/212

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Tyś dobry! Tyś bardzo dobry i kochany! Zapalmy światło! Nabierzmy odwagi! Wstań, Ferruccio, wstań!
— Dziękuję ci, babciu! — mówił chłopiec coraz słabszym głosem. — I jestem teraz taki szczęśliwy! Babcia zawsze pamiętać o mnie będzie... Nieprawdaż? Zawsze... pamiętać będzie babcia o swoim... Ferruccio...
— Ferruccio! Dziecko! Co tobie? — zawołała niespokojnie staruszka i kładąc mu na ramionach ręce pochyliła się nad głową jego, jakby mu chciała w twarz spojrzeć.
— Niech babcia pamięta... — zaszeptał jeszcze chłopiec gasnącym głosem. — I uściska... mamę i... ojca... i... Ludwisię... Bądź zdrowa... Babciu!
— Na imię boskie, co ci jest? — zawołała babka podnosząc z trudem głowę chłopca, która jej na kolana opadła, a potem z nagłym przenikliwym krzykiem: — Ferruccio!... Ferruccio!... Ferruccio!... Dziecko moje!... Kochanie moje!... O, ratujcie mnie, wy rajscy anieli!...
Ale Ferruccio już nie odpowiedział. Mały bohater, zbawca matki swej matki, uderzony w krzyż nożem mordercy, oddał już Bogu piękną i gorącą duszę.

· · · · · · · · · · · · · · · · · · · ·



Malarczyk umierający.
18. wtorek.

Biedny mularczyk, bardzo ciężko chory. Powiedział nam nauczyciel, żebyśmy go odwiedzili; więc umówiliśmy się: Garrone, Derossi i ja, że pójdziemy razem, Stardi także miał iść, ale że nam nauczyciel zadał ćwiczenie o pomniku Cavoura, więc poszedł ten pomnik oglądać, żeby opis był dokładniejszy.
Tak, na próbę, zaprosiliśmy też z sobą tego pyszałka Nobisa; ale powiedział krótko: — Nie — i koniec.