Strona:PL Edmondo de Amicis - Serce.djvu/182

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Przyszedł także oddział robotników artyleryjskich, w mundury ubranych, ze swoim kapralem.
Zaraz wszyscy posiadali w ławkach, popodnosili deseczki, na których my opieramy nogi i pochylili nad książkami głowy. Kilku podeszło z otwartymi kajetami do nauczycieli prosząc o wyjaśnienia.
Zaraz zobaczyłem tego młodego, wyelegantowanego nauczyciela, któregośmy „adwokacikiem“ przezwali. Stało przy jego stoliku trzech czy czterech robotników, a on im ćwiczenia poprawiał. I ten co utyka na nogę też był; widziałem jak się śmiał z jakimś farbiarzem, który mu przyniósł kajet zasmarowany na różowo i na niebiesko.
Był i mój nauczyciel, który, dzięki Bogu, wyzdrowiał i jutro przyjdzie do nas.
Drzwi z dolnej, ogólnej sali były do wszystkich klas na roścież otwarte.
Zdumiony byłem, gdy zaczęły się lekcje, jak wszyscy pilnie uważali, jak słuchali wykładów z nieruchomym wzrokiem.
— A przecież — mówił dyrektor — wielu z nich, żeby się nie spóźnić, przychodzi tu prosto od roboty, nie wstępując do domu, żeby co przekąsić, i są głodni.
Tylko pomniejszym chłopcom, po jakiej pół godzinie lekcji, zaczęły się oczy kleić, a kilku, którzy na dobre chrapnęli oparłszy głowy o ławkę, nauczyciel zbudził trącając ich piórem w ucho. Ale ci dorośli, nie! Wszyscy słuchali lekcji z otwartymi ustami i żaden nie mrugnął nawet okiem. Okropnie było śmiesznie patrzeć jak ci wąsale i brodacze w naszych ławkach siedzą.
Poszliśmy także na piętro, pobiegłem do drzwi naszej klasy i zobaczyłem, że na moim miejscu siedzi jakiś robotnik z okrutnymi wąsiskami, z obwiązaną ręką, którą pewno przy maszynie skaleczył, i powoli, powoli, usiłuje pisać. Ale najbardziej podobało mi się to, kiedym na