Strona:PL Edmondo de Amicis - Serce.djvu/149

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wszyscy z dobrą myślą i jak przyszła wiadomość że chory, i jak matka wtedy gorzko płakała...
I znów przychodziły mu na myśl straszne rzeczy. Widział ojca swojego umarłym, matkę w żałobie, całą ich gromadkę w nędzy...
Długo tak siedział osłupiały, aż uczuł lekkie dotknięcie ręki na ramieniu. Odwrócił się żywo: była to zakonnica.
— Co jest mojemu ojcu? Na co chory? — zapytał z pośpiechem.
— To twój ojciec? — zapytała zakonnica.
— Tak, ojciec... Przyszedłem ze wsi... Co mu jest? Na co on chory?
— Nie smuć się, chłopcze! Bądź dobrej myśli. Zaraz tu przyjdzie doktor.
I oddaliła się nic nie mówiąc więcej.
W pół godziny potem posłyszał dzwonek i ujrzał wchodzącego do sali doktora, z asystentem swoim. Zakonnica i dozorca szli za nimi. Tak idąc przez długą salę zatrzymywali się przy każdym łóżku. Biednemu chłopcu zdawało się, że nigdy chyba do ojca jego nie dojdą a za każdym krokiem lekarza trwoga jego rosła wraz z oczekiwaniem.
Nareszcie stanęli u sąsiedniego łóżka. Lekarz był starcem wysokim, przygarbionym nieco, a twarz miał poważną. Zanim się od owego łóżka oddalił, chłopczyna powstał ze stołka, a gdy się lekarz do ojca jego zbliżył, nie mogąc łez powstrzymać, zapłakał.
Stary pan popatrzył na niego.
— To synek chorego — rzekła zakonnica — przyszedł ze wsi dziś rano.
Lekarz położył chłopcu rękę na ramieniu, po czym pochylił się nad chorym, pomacał puls jego, dotknął