Strona:PL Edmondo de Amicis - Serce.djvu/026

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ciebie! I jak będę duży, też cię nie zapomnę i pójdę zobaczyć jak tam w twojej klasie uczysz twoich malców. A ile razy przejdę blisko jakiej szkoły, a głos nauczycielki posłyszę, będzie mi się zdawało, że to jest twój głos, i będę myślał o tych dwóch latach, które spędziłem w twojej szkole, gdziem się tylu rzeczy nauczył, gdziem cię widział tyle razy zmęczoną i chorą, a zawsze czynną, zawsze pobłażliwą; zrozpaczoną, kiedy się któremu z nas obierał palec; drżącą, kiedy inspektor zapytał nas o co; szczęśliwą, gdyśmy odpowiedzieli jak należy, zawsze dobrą, zawsze kochającą jak matka rodzona.
Nigdy, nigdy cię nie zapomnę, nauczycielko moja!

· · · · · · · · · · · · · · · · · · · ·



Na poddaszu.
28 piątek.

Wczoraj wieczorem poszliśmy z mamą i z moją siostrą, Sylwią, żeby zanieść bieliznę tej biednej kobiecie, którą polecali w dzienniku. Ja niosłem pakiet, a Sylwia dziennik, gdzie był wydrukowany adres i pierwsze litery nazwiska. Wyszliśmy pod sam dach jakiegoś starego domu, gdzie był długi korytarz z wieloma drzwiami. Mama zapukała do ostatnich. Otwarła nam je kobieta jeszcze dosyć młoda, z jasnymi włosami, wychudzona, a mnie zaraz się wydało, żem już ją gdzieś widział, z tą samą niebieską chusteczką na głowie, którą miała teraz.
— Czy to wy jesteście ta a ta z dziennika? — spytała mama.
— Tak, pani, ja jestem.
— Bo myśmy wam tu przynieśli trochę bielizny.
Więc zaraz zaczęła dziękować i błogosławić, że nie było temu końca.
Tymczasem patrzę ja, a tu w kącie tej pustej