Strona:PL Edmondo de Amicis - Serce.djvu/013

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
Pierwszy dzień szkoły.
17. poniedziałek.

Dzisiaj pierwszy dzień szkoły.
Jak sen przeleciały te trzy miesiące wakacji na wsi!
Mama poprowadziła mnie zaraz rano do Sekcji Baretti, żeby mnie zapisać do trzeciej elementarnej. Szedłem dosyć niechętnie i myślałem o wsi. A ulice aż się roiły od chłopców. Obie księgarnie po drodze pełne były ojców i matek kupujących tornistry, papier, książki, kajety, a przed szkołą taki był ścisk, że i pedel[1], i strażnik miejski musieli pilnować miejsca, żeby się ludzie nie podusili. Wtem we drzwiach ktoś mię trącił w ramię. Był to mój dawny nauczyciel z drugiej, wyższego oddziału, zawsze wesół, śmiejący, ze swoją rudą, nastroszoną czupryną.
— No, Henryku! — rzekł. — Rozłączamy się tedy na zawsze!
Wiedziałem dobrze, że się rozłączamy, a przecież słowa te były mi bardzo przykre.
Weszliśmy z trudem. Panie, panowie, kobiety z ludu, robotnicy, służący, zakonnice, wszyscy prowadzą chłopców jedną ręką, a w drugiej trzymają książeczki z promocjami zapełniając sienie, schody takim gwarem, że to zupełnie jakby się do teatru szło.

Ucieszyłem się zobaczywszy znowu tę wielką salę parterową, z sześcioma drzwiami wiodącymi do sześciu

  1. Przypis własny Wikiźródeł woźny.