Strona:PL Edgar Allan Poe-Opowieści nadzwyczajne tom I 173.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nąć biegu dwóch drabów, którzy wogóle, a tej nocy szczególnie odważni, pełni po gardła otuchy i humming-stuff'u, nieustraszenie wtoczyli by się w samą paszczę śmierci po linii tyle prostej, ile na to stan ich obecny przyzwalał. Przodem — wciąż przodem biegł złowrogi Udziec, budząc echa uroczystej pustki porykiem, podobnym do straszliwego, wojennego wycia Indyan, zaś u jego boku — wciąż i wciąż toczył się przysadzisty Tarpaulin, uczepiony do kubraka zręczniejszego odeń towarzysza, i prześcigał nawet najwaleczniejsze tego ostatniego wysiłki w sztuce wokalnej — za pomocą kontrabasowych porykiwań, dobytych z suteryn swych płuc gromowładnych.
Dotarli oczywiście do samego gniazda dżumy. Z każdym krokiem, a raczej z każdym koźlim skokiem świat przed nimi stawał się coraz groźniejszy i coraz bardziej zapowietrzony, a ścieżki coraz węższe i coraz bardziej zwikłane. Olbrzymie kamienie i bele spadały od czasu do czasu ze skołatanych dachów, aby swym ciężkim i bolesnym upadkiem świadczyć o niezwykłej wysokości budynków dookolnych, i, gdy trza było sił przyłożyć