Strona:PL Edgar Allan Poe-Opowieści nadzwyczajne tom I 125.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

to, gnane żarłocznością, częstokroć kły ostre grążyło mi w palcach.
Ochłapami przesiąkłego oliwą i korzeniami mięsa mocno namaściłem więzy — wszędzie, gdziekolwiek mogłem dosięgnąć, poczem, cofnąwszy dłoń z ziemi, trwałem bez ruchu i z tchem zapartym.
W pierwszej chwili żarłoczne zwierzaki stropiły się i przeraziły zmianą: zamarciem ruchu. Doznały popłochu i pierzchły precz. Niektóre schroniły się do studni. Trwało to jeno oka mgnienie. Nie daremnie liczyłem na ich żarłoczność. Zważywszy, iż trwam bez ruchu, jeden lub dwa, co zuchwalsze, wpełzły na wzniesienie i jęły węszyć pas. Było to, zda się, hasłem powszechnego natarcia. Nowe stada wyhynęły ze studni. Czepiały się drzewa, wbiegały po niem, jak po drabinie, i secinami pląsały po powierzchni mego ciała. Zgoła ich nie trwożył miarowy ruch wahadła. Unikały jego przelotu i pilnie przykładały zębów do omaszczonego rzemienia. Śpieszyły się, — rojąc się i pagórzyście kupiąc się na mnie bez ustanku. Zwijały się wokół mego gardła. Ich zimne wargi szukały moich. Zadławił mię na poły ich wzmożony cię-