Strona:PL Edgar Allan Poe-Opowieści nadzwyczajne tom I 110.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

skronie mi opływa jakiś wyziew lepki, i że swoisty zapach starych grzybów dosięga mych nozdrzy. Wyciągnąłem dłoń i struchlałem, stwierdzając, żem padł na samo pobrzeże okrągłej studni, której rozmiarów w danej chwili zbadać nie byłem w stanie.
Macając podmurze tuż pod ocembrowaniem, zdołałem wyważyć drobny odłamek, i cisnąłem go w przepaść. Przez kilka chwil nasłuchiwałem jego odrzutów. Uderzał w swym złocie o ściany otchłani. Wreszcie dał w wodzie śmiertelnego nura, popartego hucznym odgłosem. W tej samej chwili coś mi skrzypnęło nad głową, jakby ktoś drzwi, uchyliwszy, jednocześnie niemal zamknął, podczas gdy nikły promień światła przeszył znienacka ciemności i zgasł prawie w tem samem okamgnieniu.
Ujrzałem jasno zgotowany mi los i winszowałem sobie szczęśliwego trafu, który mię ocalił. Jeszcze krok jeden — a byłbym stracony dla świata. Śmierć owa, w porę usunięta, miała te właśnie cechy, którem uważał za zmyśloną i niedorzeczną część kleconych o Inkwizycyi powieści.
Ofiary jej tyranii miały jeno do wyboru albo śmierć z najokrutniejszą agonią