Strona:PL Edgar Allan Poe-Opowieści nadzwyczajne tom I 082.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zdławiony, na którego dźwięk włosy dęba stanęły mi na głowie. W ślad za owym śmiechem zabrzmiał głos smutny, w którym zaledwo poznałem głos szlachetnego Fortunata. Głos brzmiał:
— Ha, ha, ha! — He, he! Doprawdy, wcale dobry figiel! Wyśmienita krotofila! Będziemyż się z niej śmieli do rozpuku — w pałacu, — he, he! — z tego winka bożego — he, he, he!
— Z Amontillada! — rzekłem.
— He, he! — He, he! Tak, z Amontillada. Lecz — czyśmy się nie zapóźnili? A nuż wyczekują nas w pałacu signora Fortunato i inni?... Pójdźmy więc.
— A tak — rzekłem — pójdźmy więc.
Na miłość Boga, Montrésors'ie!
— A tak — rzekłem — na miłość Boga!
Lecz po tych słowach — żadnej odpowiedzi. Nadaremnie nastawiałem uszu, niecierpliwiłem się, wołałem bardzo głośno:
— Fortunato!
Żadnej odpowiedzi.
Wołałem znowu:
— Fortunato!