Strona:PL Edgar Allan Poe-Opowieści nadzwyczajne tom II 111.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

kaz agonii ludzkiej, niż najgroźniejsze zjawiska martwego żywiołu.
W długiej alei zgrzybiałych dębów, które, poczynając od lasu, ciągnęły się ku głównemu do pałacu Metzengersteinów wejściu, wierzchowiec, ponoszący jeźdźca z obnażoną głową i w bezładzie, ukazał się w opętańczym galopie, który urągał demonom samej burzy.
Jeździec nie był oczywiście panem tych rozhukanych lotów. Przerażenie w jego twarzy, kurczowe całem ciałem wysiłki świadczyły o walce nadludzkiej, ale żaden dźwięk, prócz jednego — jedynego okrzyku, nie wyrwał mu się z warg zaciśniętych, które gryzł do krwi od natężeń trwogi. W okamgnieniu tentent kopyt zadzwonił ostrym i przenikliwym odgłosem, górującym nad rykiem płomieni i nad poświstem wichury, — jeszcze okamgnienie — a, jednym skokiem dotarłszy do wrót i fosy, biegun wpadł na chwiejne wschody pałacu i znikł wraz z jeźdźcem w rozkłębach pogmatwanych płomieni.
Wściekłość burzy niezwłocznie ucichła i bezwzględna cisza uroczyście wstąpiła w swe prawa. Biały płomień nakształt całunu, spowijał nieustannie budowle i, stru-