Strona:PL Edgar Allan Poe-Opowieści nadzwyczajne tom II 083.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dząc wzwyż ponad zęby, które przed chwilą szczelnie przesłaniała, podczas, gdy dolna szczęka w pochwytnych niemal dla ucha podrygach opadła, pozostawiając usta w zupełnem rozwarciu i odsłaniając w pełni zczerniały i obrzmiały jęzor. Przypuszczam, iż wszyscy obecni oswojeni byli z okropnościami śmiertelnego łoża, lecz wygląd Waldemara był w tej chwili tak potworny, tak ponad wszelką wyobraźnię potworny, że wszyscy tłumnie cofnęli się precz — od obrębu łoża.
Czuję oto teraz, żem doprowadził moją opowieść do chwili, kiedy zbuntowany czytelnik odmówi mi wszelkiego zaufania. Mimo to — uważam za swój obowiązek — ciągnąć dalej opowieść.
Zanikła w Waldemarze najsłabsza oznaka życia, i, sądząc, że umarł, — poleciliśmy go opiece służby, gdy nagle sprężysta fala ruchu zaznaczyła swą obecność w języku. Trwało to, zapewne jedną chwilę. Po upływie tego czasu z wyważonych i znieruchomiałych szczęk wypłynął głos — głos taki, że próba określenia tego głosu byłaby szaleństwem. Są wszakże dwa lub trzy przymiotniki, które doń można w przybliżeniu zastosować: