Strona:PL E Zola Ziemia.djvu/590

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

przed służącemi jeszcze, znalazła przy wejściu na schody podniesioną deskę spustu, owego spustu, umieszczonego tak fatalnie. W głębi piwnicy leżał Hourdequin martwy, z przetrąconym o kant stopnia kręgosłupem. Wrzasnęła, zbiegli się ludzie, przerażenie i zgroza ogarnęły wszystkich na folwarku. Teraz już ciało właściciela leżało na materacu w sali jadalnej, a w kuchni rozpaczała Jakóbka, ze zmienioną okrutnie twarzą, nie uroniwszy jednej łzy nawet.
Na widok wchodzącego Jana zaczęła odrazu opowiadać głosem zdławionym, przynosząc tem sobie widoczną ulgę.
— A mówiłam, wciąż upominałam, żeby na innem miejscu zrobić spust?... Ale kto mógł zostawić go otworem? Mogłabym głowę dać, że wczoraj wieczorem, jakem poszła spać, był spuszczony... Od rana łamię sobie nad tem głowę.
— Czy pan Hourdequin schodził dziś do piwnicy pierwszy? — zapytał Jan, którego wypadek ten wprawił w najwyższe osłupienie.
— Tak, ledwie świtało... Spałam. Zdawało mu się, że ktoś wołał go z dołu. Często zrywał się w taki sposób, schodził zawsze bez światła, żeby złapać parobków przy wstawaniu z łóżek... Nie zauważył widać otwartej dziury i wpadł. Ale kto, kto, u licha, mógł zostawić spust otwarty? Ach, muszę się dowiedzieć! Umrę, jeżeli się nie dowiem!
Jan, w którego głowie błysnęło zrazu podejrzenie, nie dopuścił jednak do niego i wnet zaprzeczył samemu sobie. Nie miała żadnego interesu w tej śmierci, jej rozpacz była szczera.
— To wielkie nieszczęście! — szepnął.
— O tak, wielkie nieszczęście!... bardzo wielkie nieszczęście dla mnie!
Opadła na krzesło, zdruzgotana, jak gdyby mury waliły się nad i nią. Pan, za którego miała nadzieję wydać się wreszcie zamąż! Pan, który przysięgał, że